piątek, 21 czerwca 2013

10. Erotyczne zwierzenia Harolda Stylesa


Przed nami malowała się wielka, czarna ściana. Wydobywały się z niej okrzyki i oklaski, zagłuszające płynącą muzykę. Podświetlany stół sędziów wydał mi się straszny jak ława przysięgłych w sądzie. Wszyscy uśmiechnięci i skupieni na tym, co się rozgrywało.
Nawet nie wiem, jak dotarłam na środek sceny. To prawie na pewno był cud. Otworzyłam też usta i zaraz potem wokół nas zjawiły się grupy tancerzy i z radością zaczęły odprawiać szalone tańce, rytmiczne wygibasy, które oddawały klimat piosenki. Ja naprawdę wydobywałam z siebie głos! Na żywo, kiedy wokół tyle było kamer i istniało wielkie ryzyko światowej klapy! Najzupełniej jednak obudziłam się, kiedy rozbrzmiał w pełnej krasie głos Eweliny:

She'll make you take your clothes off and go dancing in the rain
She'll make you live her crazy life
But she'll take away your pain
Like a bullet to your brain

W refrenie dźwięcznie huknęłyśmy:

Upside inside out
She's livin' la Vida loca…

Oczywiście, cały utwór Ricky'ego Martina był skrócony do około półtorej minuty ― inaczej program trwałby co najmniej cztery godziny. Pod koniec zaczęłyśmy się rozkręcać, odpłynęły troski. Zrobiłyśmy to, o co tak bardzo prosiła nas pani technik za sceną. Moje struny były wolne, nogi dziwacznie pląsały w rytm energicznej muzyki. Chyba straciłam kontrolę nad ciałem, a przynajmniej kompletnie nie myślałam o tym, że stopy mam obute w dziesięciocentymetrowe szpilki i ledwo się na nich trzymam. Najwyraźniej wiele się zmieniło od komersu!
Najgorsze przyszło jednak potem. Kiedy ucichł podkład, a widownia sowicie nas wynagrodziła, stanęłyśmy oko w oko ze smokiem, a raczej czterema. Niespodziewanie zjawił się obok Dermot z swoim sztucznym uśmieszkiem przyszpilonym do twarzy. Nadal drżałam, przez cały występ także. Emocje potrzebowały dopiero odpłynąć, a gdzie tam do tego czasu!
Simon rozciągnął policzki, robiąc banan od ucha do ucha, a patrząc na nas, jakby bardzo się ucieszył na nasz widok.
― Co za energia! ― O'Leary próbował nawiązać rozmowę. ― W ogóle nie widać, że jesteście zestresowane! To prawda?
Stał przy Ewelinie, więc do niej przystawił mikrofon. Widziałam w jej oczach panikę. Gdybym miała lustro, to samo zobaczyłabym w swoich.
― Nie, ledwo stoimy ze strachu.
Nerwowy śmiech i cienki głos rozbiegł się dziwnym echem po studiu.
― Doprawdy? Przysięgam, że nic nie poznać! A jak oceniacie swój występ? Caroline?
Zabiję gnoja.
― Nazywam się Karolina, nie Caroline. I na razie mamy tylko nadzieję na dobre oceny ze strony jury.
Nienawidzę publicznych występów i teraz to wiem. Wiem to na ponad sto procent.
― Zapytajmy więc! Simon, ty się ciągle uśmiechasz, o co chodzi?
Cowell w odpowiedzi wyszczerzył się jeszcze bardziej.
― Restless to po prostu najbardziej niezwykły duet, jaki miałem okazję dotąd spotkać ― odparł pogodnym tonem. ― Nie chodzi tutaj o samo pochodzenie, akcent, wygląd, czy cokolwiek innego. Tutaj raczej jest to kwestia niesamowitego szczęścia, jakie je spotkało. Są na tyle optymistyczne i nietypowe, że chce się je oglądać bez przerwy. Już wam to mówiłem, dziewczyny ― nie macie oszałamiających sopranów, ale czułem, że muszę was wziąć i dziś utwierdziłem się w przekonaniu, że to była bardzo dobra decyzja. Jako wasz mentor jestem zadowolony. To był występ na miarę X-Factora: dobra zabawa w połączeniu z wokalną energią. Znalazłem kilka nieczystości, ale poza tym nie mam wam nic do zarzucenia.
Rozległy się oklaski, a na moją twarz mimowolnie wpełznął uśmiech, ale po chwili któryś z wewnętrznych głosów mruknął: Och, żeby się zaraz nie posrał z tej dumy. Ech, ja to nie mam życia z tą swoją psychiką!
― Louis?
― Tak sobie myślę, że nie był to najgorszy występ i może z tego powstać coś ciekawego. Dwa pasujące do siebie głosy, dwie małe duszyczki, ale jedno niespokojne serce. To chyba kompletna wasza charakterystyka. Jest w was coś odmiennego, ale jeszcze nie doszedłem do tego, co.
Roześmiałyśmy się wraz z widownią. Przysunięte do siebie, miałyśmy dziką ochotę się objąć i zacząć się drzeć z radości, choć była to dopiero druga ocena.
― Kochane ― odezwała się Dannii ― jesteście, jak powiedział Dermot, dwoma wulkanami energii. Przyznam, że kiedy otworzyła się tylna ściana sceny, a wy zrobiłyście pierwszy krok, myślałam, że wyjdzie z tego kompletna klapa. Karolina, czy tak się to mówi?
Już mnie bolały policzki od nieustannego (choć szczerego) uśmiechania się, ale z tą sama miną przytaknęłam.
― Miałaś naprawdę przerażoną minę, Ewelina też. Muzyka Ricky'ego Martina jest jednak lekiem na wszelkie troski i prędko was wyleczyła z tremy. Pięknie sobie poradziłyście, macie cudowne sukienki, choć w pewnych momentach trochę się nie zgrałyście, ale i tak podziwiam Yvie za pracę, jaką włożyła w wasze zgranie. Świetna robota! I odnosi się to do całej waszej trójki.
― Cheryl? ― zagadnął prezenter. Przyznam, że trochę się przestraszyłam, kiedy na nią spojrzałam.
Kręciła nosem. Ewelajn ścisnęła moją rękę za plecami.
― Dla mnie średnio. Nie było szału, a wy stałyście prawie jak dwie kłody na początku, później omal nie zabiłyście się o własne nogi. To było żenujące. ― Widownia skomentowała to głośnym niezadowoleniem.
CO ZA KUĆMA! Nienawidzę czarownicy, a żeby ją spalili na stosie! Giń, maro przebrzydła! Sama nie potrafi tańczyć, a komuś będzie wytykać błędy. Pokaż, jak śpiewasz live, to porozmawiamy, pasztecie! Co to w ogóle jest ― X-Factor czy Taniec z gwiazdami?!
― Mam nadzieję, że już nigdy nie będę zmuszona oglądać równie marnego występu.
No mówiłam, że padło, mówiłam! W środku szalała we mnie wściekłość, na zewnątrz zdobyłam się jedynie na sztuczny wyraz twarzy, który miał imitować jako-takie zadowolenie.
― Uuu, Cheryl najwyraźniej się nie spodobałyście! ― Och, ale z tego Dermota geniusz. ― Miejmy nadzieję, że głosującym jednak tak. Dziękuję za występ i zapraszam za kulisy!
Zeszłyśmy, kierując się na lewo, więc do miejsca, z którego przedtem podglądałyśmy resztę. Belle Amie miały na twarzy wypisaną satysfakcję, bo ich występ przypadł do gustu Cole. Nie interesuje mnie poklask ze strony takich ścierw, wolę mieć uznanie Louisa, Simona i Dannii.
Pierwszą rzeczą było westchnienie ulgi i dojrzenie znikających w stronę pokoju występów No Direction. W euforii potremowej mogłam im nawet rzucić kilka dodających otuchy słów, ale… Zwyczajnie rzuciłam się Ewelinie na szyję i zaczęłyśmy się cieszyć jak wariatki, choć jeszcze nie było z czego. To chyba ten stres, tak, to prawie na pewno jego wina.
Zaczęłyśmy się przegadywać, relacjonując wszystkie szczegóły, odczucia i wrażenia. Nie przerwałyśmy sesji nawet w kiblu, więc miałyśmy wielkie szczęście, że nikt poza nami w nim nie siedział. Wciąż nie czułyśmy końca! Non stop nowe wątki, detale dostrzegalne jedynie pod lupą, podjudzanie chcącego się uspokoić serca. Teraz wiedziałyśmy, że było nam obojętne, czy jutro odpadniemy czy nie. Miałyśmy siebie i pierwsze tak silne wrażenie. Czego więcej mogłyśmy pragnąć? Oczywiście, bardzo podobała nam się wizja dojścia chociaż do ćwierćfinału, ale robienie sobie nadziei zwykle jest zgubne, stąd ta radość z drobnostek i chwili.
Po powrocie automatycznie dopchałyśmy się do szpary, choć inni woleli stać przy plazmie i obserwować kończącego swój wywód O'Leary'ego.
…nie szczędźcie rąk dla ONE DIRECTION!
Widownia wszczęła taki pisk, wrzask i brawa, że omal nie pękły mi uszy. To wręcz nierealne, żeby zebrać tyle fanek w tak krótkim czasie. Nierealne i niesprawiedliwe.
Ściągnęłam brwi.
― To oni nie nazywają się No Direction?
Ewelina zachichotała.
― Skąd ci to przyszło do głowy?
― Byłam święcie przekonana, że tak jest napisane na ich drzwiach.
Kubiak nie potrafiła powściągnąć śmiechu.
Chłopcy śpiewali całkiem dobrze, trochę się nie zgrali w pewnym momencie z wyciem w tle, ale większych wpadek nie było. No i wystylizowanych ich prawie nie poznałam. Szczególnie Nialla w tej czarnej koszuli… On po prostu chodzi w t-shirtach i już, nie ma gadki! I te blade nogi Lou… Co oni zrobili z naszym Tomlinsonem? Liam jak zwykle wyprostowany i ulizany, święty panie, czy on ma jakieś inne opcje fryzjerskie? Choć na tym zdziczałym stadzie, które omal się nie posikało za szczęścia na ich widok, pewnie zrobili piorunujące wrażenie. W moim przypadku sprawa się nie powiodła. A może ich po prostu znam osobiście? Nie, nawet gdybym poznała ich tylko dzięki szperaniu w internecie, nie spodobaliby mi się. Po prostu trzy razy nie i nie przechodzicie do następnego etapu, tyle!
Odpłynęłam, wlepiwszy wzrok w oceniających ich sędziów, którzy musieli krzyczeć, żeby się z nimi porozumieć. Mój mózg miał właśnie chwilę wytchnienia i skierował myślenie na swoje typowe, absurdalne tory, takie jak: dlaczego świetliki mają świecące odwłoki? Właśnie w momencie, w którym postanawiałam sobie, że kiedyś złapię takiego, ktoś położył mi rękę na ramieniu, co sprawiło, że prawie padłam na zawał.
― Fajne masz te loki.
Odwróciłam się gwałtownie, patrząc na uśmiechniętego Liama. Pfffff, myśli, że jak ma baryton, to może zmiękczać kobiecie kolana, O PFFFFFF!
Spojrzałam na niego jak na kretyna.
― Co? Loki? Zjarałeś się przed tym występem?
Reszta, która była już w trakcie pogawędki, wybuchnęła gromkim śmiechem. Nie wiem, co on czuł, ale wyglądał na niezmieszanego, bo przyłączył się do nich, choć miałam wrażenie, że nieszczerze.
― Po prostu jeszcze nie widziałem cię uczesanej!
Wtedy dopiero zrobiło im się wesoło, a ja sprzedałam mu porządnego kuksańca w ramię. Zawył na wpół teatralnie z bólu, ale miał ubaw razem z resztą.
― Ha-ha-ha, leżę i kwiczę ― burknęłam. 
― Dobry masz cios ― przyznał z lekkim rozbawieniem.
Strzepnęłam z ramion niewidoczny kurz.
― Wiadomo.
Klepnął mnie z otwartej w sam środek czoła, jakby chcąc dać do zrozumienia, że jestem walnięta. W sumie niczego nowego by mi nie przedstawił… Wszystko stare i oklepane… Sekundę później ze zdziwieniem przyjrzał się opuszkom swoich palców.
― Ty masz mniej makijażu ode mnie! ― wykrzyknął zdumiony. ― Jak to możliwe?
― Yyy, bo po prostu jestem ładniejsza? ― Zrobiłam przy tym minę przeciętnego plastika i w efekcie rozbawiłam towarzystwo.
― Nie, zwyczajnie nie wymyślili jeszcze tak grubo kryjącego podkładu…
Oni piali, po prostu piali.
― Wiem, dlatego nałożyli ci taki, jaki był pod ręką…
― Jeden z ostatnich. Wszystkie poprzednie zużyłaś ty w nadziei, że wydasz się dzięki temu chociaż przeciętna.
― Słuchaj no, ty… ty… Ty wyprostowany wypierdku! Mam obcasy i nie zawaham się ich użyć! ― Już trzymałam szpilę w ręce, przymierzając się do rzutu w jego stronę. Nie byłoby daleko.
― Sugerujesz, że z tym zezem mogłabyś trafić?
Westchnęłam, założyłam but i odeszłam do automatu z napojami. Wczytywałam się uważnie w spis oferowanych trunków i naszła mnie ochota na gorącą czekoladę. Ale gdybym się jej napiła na pusty żołądek po tylu dniach wymuszonej crash diet, efekt byłby opłakany… Z pewną rezygnacją wcisnęłam więc herbatę. Ostatecznie też ją uwielbiam.
Poczułam lekki wietrzyk po prawicy, a tu tylko Liam.
― Jesteś zła? Uraziłem cię? Przesadziłem? ― Zmartwienie na jego twarzy chwytało wprost za serce.
Roześmiałam się drwiąco.
― Złotko ― zwróciłam się do niego, wyjmując brązowy, plastikowy kubeczek z parującą i parzącą w palce zawartością ― gdybym miała przejmować się takimi jak ty, siedziałabym teraz w zakładzie psychiatrycznym, nie za kulisami muzycznego show.
Prawie w podskokach wróciłam do reszty, zostawiając Payne'a samemu sobie. Kątem oka dostrzegłam, jak z ponurym wyrazem twarzy opiera się o ścianę obok automatu i dziwnie bolesne spojrzenie wbija w podłogę. Później tylko zerknął w moją stronę z zaciśniętą szczęką i pięściami, po czym zniknął w kierunku łazienek.
Pociągnęłam gorącej herbaty, parząc sobie język. Syknęłam z bólu i przeklęłam, zwracając tym uwagę towarzystwa. Zirytowałam się sama na siebie. Przypływ rozdrażnienia wytrącił mnie zupełnie z równowagi. Momentalnie odechciało mi się pić. Podałam kubeczek Ewelinie do potrzymania, mrucząc, że wychodzę na chwilę do łazienki. Po powrocie byłam biernym rozmówcą toczącej się pogawędki. Nie chciało mi się rozbudzać, jedynym moim pragnieniem były prysznic i łóżko. Kiedy oficjalnie ogłoszono koniec programu, wolno poczłapałam na zewnątrz, by wraz zresztą poczekać na samochody. Świat ogarnęła ciemność, na niebie wysypały się miliony gwiazd. Ja zaś poczułam melancholię i ciężkość żołądka. Wystarczyło spojrzeć w prawo.

* * *

Spojrzał na tykający cicho zegar na stoliku nocnym. Dochodziła druga popołudniu. Słońce zalało cały pokój swoistą falą, podnosząc w nim temperaturę. Przyjemny gwar, odpoczynek i możliwość lenistwa były odprężające. Przez głowę przepływały różnorakie myśli i osoby, wyobraźnia swobodnie się rozpasała, dając możliwość zbawiennej ucieczki tam, gdzie jednorożce lubią najbardziej.
Właśnie chwilowo zamilkli.
― A wy?
Pytanie Zayna otrzymało natychmiastowy odzew Harry'ego.
― Damy radę. Wszyscy byli zadowoleni, przy nich ― wykonał zamach ręką w stronę ściany ― Cole się krzywiła.
Znowu zapadła cisza. Wypełniła szczelnie ich uszy, nie powodując przy tym skrępowania.
― Myślicie, że zostaną na dłużej? ― zmartwił się Niall.
― Nie wiem ― wzruszył ramionami poprzedni.
― To zależy ― odezwał się Liam, wyrwawszy się z zegarowego letargu. ― Wiesz, ich kraj nie jest zbyt lubiany u nas. Brytyjczycy mają fatalne zdanie o Polakach, choć powinno być na odwrót.
― Czemu? ― zdziwił się Horan.
― Wykiwaliśmy ich w czasie drugiej wojny ― odparł Lou z ręką za głową, jedną nogą zgiętą w kolanie, drugą o nią opartą, jedząc przy tym jabłko.
Blondas otrząsnął się.
― Mniejsza. Umieją przecież śpiewać.
― Co one cię tak interesują, hm? ― zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem Malik. ― To podejrzane, nie sądzisz?
Irlandczyk natychmiast z oburzeniem popukał się w czoło. Styles już szusował po klawiaturze swojego telefonu. Gdyby pisanie smsów było dyscypliną olimpijską, miałby co roku najwyższy stopień na podium. Jego kpiący wyraz twarzy stanowił komentarz do nasłuchiwanej rozmowy. To popołudnie strasznie mu się dłużyło i bardzo pragnął mieć za sobą ogłaszanie wyników. Zajął jednak pewne stanowisko, że im spadek nie grozi.
Eveline jest podobna do jednej mojej byłej ― oznajmił.
Prawie wszyscy wywrócili oczami, a Payne zmarszczył brwi.
― To jest Ewelina ― poprawił go z nutą gniewu.
― Miała dobre cycki ― wspomniał jakby z lekkim rozrzewnieniem, wzdychając przy tym teatralnie. Odrzucił komórkę w kąt łóżka. ― No i cudownie krzyczała w czasie orgazmu. Świetny sopran.
Reszta zespołu jak na komendę spojrzała w jego stronę, patrząc na niego jak na idiotę, nie kryjąc przy tym lekkiego przerażenia.
― No co? To taki mój fetysz.
W najgłębszym szoku był Liam, który poruszał bezgłośnie ustami, usiłując pozbierać rozchełstane myśli w jednolitą całość. Bezskutecznie, te przedziwne jednorożce rozmnażały się przez pączkowanie.
― To… to… to ty już…
― A wy nie? ― zdumiał się Styles i automatycznie urósł we własnych oczach. Szkoda, że tylko we własnych. Dumnie wypiął klatkę i zaczął tonem cara rosyjskiego: ― Sądziłem, że takie stare konie już od dawna są obeznane z TYMI okolicami dokładnie…
Zapadła znów cisza. Łyżkę zaczynał irytować rytmicznie tykający zegarek.
― Ile? ― Głos Lou wydał się urzędniczy.
Kiedy Harry podał liczbę, Payne gwałtownie zbladł i zaczął się pocić na twarzy. Informacja ta tak nim wstrząsnęła, że jak nigdy musiał użyć krzyku:
― Spałeś z SZEŚCIOMA dziewczynami?!
― Eeej, to one chciały, nie ja… ― odparł mu na to spokojnie i z lekkim rozbawieniem Baran.
― A ty, oczywiście, łaskawie się zgadzałeś. ― Jad powinien był wyżreć mu oczy, mimo to Styles nadal mrugał tymi swoimi zielonymi ślepiami.
Tomlinson dokończył jabłko, po czym rzucił je za siebie, a jako że spał pod oknem, ogryzek niemal bez fazy lotu odbił się od szyby i spadł na podłogę. Zirytowany Liam podniósł go i kręcąc głową, wyrzucił do kosza.
― Mam tylko nadzieję, że Ewelina nie będzie kolejną twoją zabawką ― rzekł najstarszy, oblizując palce.
Lokaty spojrzał na nich z niedowierzaniem.
― Co ty pierdolisz?! Ewe…
― Bo jeśli ją skrzywdzisz, urwę ci jaja ― mruknął gniewnie Niall.
― …a Borejko dobije ― dokończyli wespół Liam i Lou, po czym nastąpił wybuch śmiechu.
Atmosfera poluźniła się znacznie i pewien ciężar win zelżał oskarżonemu z barków. Co więcej, poczuł się on na tyle swobodnie, żeby zacząć ukazywać coraz więcej swojej prawdziwej natury. Powszechnie bowiem wiadomo, że te niewinne, czarne loczki i łagodne rysy twarzy to tylko przykrywka. Spójrzcie w oczy ― diabeł w nich starszy widłami.
Styles bardzo się nakręcił, czując się na pewien czas ― antagonistycznie do rzeczywistości ― najstarszym z grupy. Przypomniało mu się, jak miał pierwszą poważniejszą dziewczynę (jeżeli o takim zjawisku w jego przypadku można w ogóle dyskutować), to jest dwa lata temu. Zobaczył ją w metrze; czytała The Times z uwagą, marszcząc przy tym brwi. Zupełnie zaabsorbowana lekturą nie zwracała uwagi na otoczenie. Harry postanowił wykorzystać okazję. Wiedział, że za kilka minut pojazd zatrzyma się na jego stacji, nie miał więc zbyt dużo czasu. Na kilka sekund przed wyjściem wraz z kilkoma osoba podszedł do drzwi w oczekiwaniu na otwarcie. Wtedy, niby to przypadkiem, przeglądając kieszenie, wyrzucił karteczkę. Kiedy zmierzał korytarzem w kierunku schodów, odwrócił się ― rozdziawionymi jak karp na święta ustami, w oniemieniu wpatrywała się w kawałek papieru w swojej dłoni. Styles postawił kołnierz i uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc już przed siebie.
Minął tydzień, drugi, trzeci. Upłynął miesiąc, zanim Baran z pogardą spojrzał na ekran komórki, który krzyczał: NIEZNANY NUMER DZWONI, ODBIERZ TO, PALANCIE! Akurat wracał ze szkoły bardzo rozdrażniony, więc po upływie dwóch sekund wibracje zirytowały go i z gniewem wcisnął zieloną słuchawkę.
― Czego?!
Yyy … Dzwonię nie w porę? ― Po drugiej stronie usłyszał wysoki, łagodny głos.
Gdyby nie pewne ograniczenia fizyczne, w tym momencie pewnie musiałby szukać gałek ocznych.
― Co? ― palnął bezmyślnie.
Pytam, czy dzwonię nie w porę, ale widzę, że odpowiedź nasuwa się sama, więc… w sumie to… to cześć.
― Nie, nie, nie, NIE ROZŁĄCZAJ SIĘ!
I tym oto sposobem umówili się na pierwsze spotkanie. Styles zaopatrzył się we wszystko, co najpotrzebniejsze do takiej wyprawy. Odstrzelony jak zwykle wyruszył w kierunku małej kawiarenki na rogu.
Dziewczę było istotnie urocze i w pewnym stopniu podobne do Kubiak ― ciemne blond włosy, niebieskie oczy, szczupła, wysoka, zabawna, inteligentna, ambitna. Chciała zostać dziennikarką, posiadała szeroką wiedzę na temat świata, śledziła wszystkie konflikty i wydarzenia na scenie politycznej ― w kraju i na świecie. Pasjonowała się wiedzą o społeczeństwie, trochę mniej historią. Była pełna życia, pogody ducha i miała osiemnaście lat. Tylko tyle zapamiętał. Od tego momentu w uszach brzmiał mu ciągle mlask.
Następnego dnia po szkole lotem błyskawicy rozeszła się wieść, że wokalista szkolnej kapeli lizał się ze studentką U pani Douglas. Każde kolejne ich spotkanie odkrywało niewiele więcej tajemnic obojga ― chyba że cielesnych.
Miesiąc później, kiedy Styles uznał, że nadszedł odpowiedni dzień, zaprosił Katie do siebie, sprytnie wykorzystując tydzień pobytu swojej mamy na delegacji. Nie zapowiedział jej tego, jako niezwykłego spotkania ― ot, czipsy, cola i dobry film. Przyszła punkt osiemnasta. Rzeczywiście jedli słodycze, pili napoje gazowane, ale oglądali nietypowo, bo komedię romantyczną. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, przyssali się znów do siebie, ale intensywniej niż zwykle. Po chwili wszystkie ubrania wisiały na meblach, oni zaś na leżeli schodach. Zero nudy i schematów, myślał sobie, poruszając rytmicznie biodrami w przód i w tył. Czy jej głos naprawdę był melodyjny i sopranowy ― ciężko ocenić, z pewnością jednak cechowała go siła emisji. Przekonała się o tym wchodząca do domu pani Styles.
Jej przerażony syn nie miał nawet jak włożyć majtek ― stał więc takim, jak go Pan Bóg stworzył, zakrywając to, co najbardziej mogło razić w oczy.
― HAROLDZIE! ― Ten wrzask rozdarł mu uszy.
― Co ty tutaj robisz?! ― krzyknął mocno zdziwiony.
― To JA powinnam o to spytać!
Harry bardzo się zmieszał, unikał wzroku matki i błądził nim po podłodze.
― My… my zbieramy okruchy ze schodów. ― Oparł nawet zgiętą w łokciu rękę na poręczy.
― I do tego potrzebne wam gumki i brak ubrań, tak?! ― Grace zrobiła się czerwona jak burak na twarzy.
― Nie do końca, to taki nowy pomysł. Wiesz, mamo, wietrzenie ubrań dla lepszego komfortu, poświęcenie dla nauki.
Matka zaczęła dygotać na całym ciele. Styles doskonale wiedział, że może już dzwonić do zakładu pogrzebowego, by zamówić sobie trumnę na wymiar. Tylko garnitur trudno wybrać… Siedząca za nim przestraszona i równie naga Katie starała się ukryć za jego nogami.
Grace zamaszystym ruchem wskazała szczyt schodów, krzycząc:
― RAAAAAAAAAAUUUS!
I po chwili zniknęła nawet dziewczyna. Ubrany Harry zszedł na dół do mamy dopiero wieczorem, koło dziewiątej. Wtedy nasłuchał się długiego wykładu na temat nieodpowiedzialności niewyżytych pawianów, takich jak oni oraz stosowania mózgu w sytuacjach wysokiej rangi. Z opuszczoną i podpartą dłonią głową bawił się drobną monetą, jeżdżąc nią po stole i planując kolejne spotkanie, tym razem z większym stopniem prywatności, choć ten zdawał się wyższy niż w rzeczywistości był.
― Dwa tygodnie później się rozstaliśmy, ale zdążyłem ją przelecieć z… dwa razy.
Faceci bez końca rechotali jak ropuchy. Niall nawet spadł z łóżka.
Potem jakoś zebrało im się na zwierzenia, co u osobników płci męskiej jest rzeczą rzadką. Stąd wiadomo, że Zayn został dwa razy brutalnie porzucony i od tego czasu bardzo zamknął się w sobie; był też czas, kiedy nie miał żadnych przyjaciół. Musiał się usamodzielnić, samotność nauczyła go odwagi. X-Factor przywrócił w nim dawnego, głośnego Zayna. Niall rozstał się z jedną z dziewczyn, która dwa dni później zmarła na atak serca (niewykryta wada). Długo nie mógł się pozbierać ― nie pomagało czytanie książek, bieganie ani nawet treningi piłki nożnej. Na meczu był zdekoncentrowany, doprowadził trenera do białej gorączki i omal nie wyleciał. Do dziś nie wie, jak to się stało, że poszedł na przesłuchanie i siedzi w domu uczestników, włączony do zespołu. Louis z kolei opowiedział o swoim mocnym przywiązaniu do mamy, takim, jakiego zwykły mężczyzna nie powinien okazywać. Jego miłość do matki była jednak na tyle silna, że musiał dzwonić przynajmniej raz dziennie, żeby jej wszystko omówić.
― A ty? ― spytał Styles, patrząc na Łyżkę.
Liam, który od dłuższego czasu nie zabierał głosu, zdawał się być jakiś pochmurny i zagniewany na Bóg wie co. Należał do tego typu osób, które nie przywykły do mówienia głośno o swoich problemach, a co dopiero uczuciach.
― Co ja? ― burknął.
― Przyznaj się, że na kogoś lecisz. ― Harry wyszczerzył białe kły w uśmiechu.
Prychnął, odwracając się do ściany na swoim łóżku.
― Na nikogo nie lecę ― wymamrotał ze złością. ― Za to tobie staje na widok Eweliny.
― Nic mi nie staje! ― oburzył się Baran.
― To była taka przenośnia, stary. ― Niall położył mu rękę na ramieniu, jako że obydwaj zdążyli wtarabanić się w trakcie opowieści na łóżko Louisa.
Zapadło chwilowe milczenie. Za oknem słońce schodziło coraz niżej, miało barwę bardzo czerwonej pomarańczy. Nuda doskwierała tak, że nawet zajęcia z Kotechą wydawały się lepszą wizją.
― Jest ładniejsza od Karoliny ― odezwał się znów Frajer. Przyglądał się swoim palcom, co zakrawało na zachowanie psychotyczne w jego przypadku. ― …którą i tak od początku upatrzył sobie Liam!
― NIKOGO SOBIE NIE UPATRZYŁEM!
Ze zbulwersowania Payne podniósł się do pozycji siedzącej i zacisnął dłonie w pięści, cofając łokcie jak przygotowany do wyjścia na ring. Aż chciało się mu kibicować!
― To czemu od pierwszego spotkania bez przerwy się na nią lampisz?
Zayn zeskoczył ze swojego piętra i usiadł na brzeżku wyra Tomlinsona, gdy już zapytał.
― Co prawda, nie jest to zafascynowane spojrzenie, ale liczy się sam fakt!
Twarz Łyżki złagodniała odrobinę, w związku z czym położył się, splatając ręce na przeponie. Uparcie wbijał wzrok w sufit. Nawet nieszczególnie spieszył się z odpowiedzią, jakby układał cały monolog.
― Bo jest dziwna ― wymamrotał marudnie. ― Nie podoba mi się! ― dodał z mocą. Teraz jego argumenty zaczęły nabierać wiarygodności. ―  Ma garbaty nos i w zasadzie jest gruba. Nie przesadnie, ale jest. Te nieproporcjonalnie umięśnione łydki, spasiony brzuch, za duże cycki, odstające uszy i małe dłonie… Nikt taki nigdy w życiu mi nie przypadnie do gustu, więc skończcie tę swoją babską, jałową, plotkarską gadkę.
Po chwilowej ciszy postanowiono pobudzić się choć trochę przed wyjazdem do studia. Dochodziła piąta, pozostała im zaledwie godzina, żeby do czasu przyjazdu samochodów znacznie się ożywić. Styles wziął rzeczy i przepadł bez reszty w łazience, Niall oznajmił, że idzie po kolejną porcję jedzenia, a Zayn zaczął od kompletowania garderoby. Liam i Louis stwierdzili, że nie chce im się ruszać i postanowili przybyć „nietrzeźwi”. Lenistwo jest przecież takie przyjemne!

* * *


Ciemno, ciasno i gorąco. Prawie się dusiłam, czułam, że bardzo się pocę i miewałam momenty, kiedy chciałam po prostu otworzyć drzwi i krzyknąć: NARESZCIE! A tutaj nici. W dodatku skądś dochodził przeraźliwy smród, jakby ktoś nie mył nóg przez rok. Oddychałam więc w koszulkę, przez co temperatura zdawała się jeszcze większa. Kiedyś przecież muszą sobie pójść, pocieszałam się w duchu. Niestety, nieskutecznie.
Na moment wystawiłam twarz spod koszulki, badając nosem teren. Nadal Kotlina Czadu. Jeżyno, z jakimi flejtuchami ja się zadaję, weźcie mnie stąd, BŁAGAAAAAAM! Zrobię loda.
Może jednak nie. Ale kupię Kinder Niespodziankę, to już coś! I gdzie są ci rycerze na białym koniu, kiedy dama znajduje się w potrzebie? Jak zwykle wolą chlać z kumplami z piechoty niż pomyśleć o tym, że być może ktoś umiera w straszliwych męczarniach, w odorze rodem z thrillera. Bo francuska perfumeria to to nie była.
Przechyliłam głowę do tyłu. Między materiałami poczułam coś przyjemnego. Tak, tak, tak, chwała temu, który używa Playboya! KOCHAM CIĘ, CHŁOPCZE, WYJDŹ ZA MNIE! Musiałam się po cichu zaciągać tym zapachem, bo w t-shircie miałam saunę.
A to wszystko przez Ewelinę. Czy to moja wina, że prostownica spadła? W sumie tak, ale specjalnie tego nie zrobiłam, więc mogła mnie łaskawie nie gonić z ręcznikiem! (Zrobiła z niego „marchewę”, rozumiecie to?! Chciała mi tym przylać!).
Nie widział ktoś moich skarpetek? ― usłyszałam przytłumiony głos Zayna. ― Takich białych.
Ale ty masz prawie same białe ― zauważył inteligentnie Liam.
Te miały Barbie na kostkach.
Zapadła cisza.
Barbie? ― powtórzył zdumiony Styles, który właśnie wyszedł spod prysznica, po czym ryknął śmiechem, a za nim reszta.
Miałam wrażenie, że Malik bardzo się czerwieni.
Prezent od babci na Wielkanoc, miałem je wywalić?!
A myślałem, że to moje różowe stringi z wystającą trąbą słonia są przypałowe… ― dorzucił Lou, ale zaśmiali się, jakby już znali tę historię.
Moja mina mówiła wszystko, absolutnie wszystko. Nie chcę już znać ich sekretów, nie podoba mi się to, trzeba było w porę stąd wyjść, teraz muszę czekać na zbawienie!
Zaczęłam się w myślach modlić, żeby wszyscy dostali sraczki i w mig usunęli się z pokoju, choćby kosztem naszego kibla! Błagam, niech mnie ktoś stąd wypuści!
― Poszukaj w szafie, dość często wrzucasz tam swoje rzeczy ― dodał Louis, kiedy razem z zespołem przywołał się do porządku.
O, nie, nie, nie, nie, nie, facet, won stąd, nie słuchaj go, to debil, błagam…
Zaraz. Skarpetki? Szafa? MALIK, TY NIECHLUJU ZASRANY, NOGI SIĘ MYJE, A NIE WIETRZY! Mniejsza, znalazłam się w opałach i to całkiem poważnych. Żeby tak być Potterem i użyć teleportacji, proszę, Boże, uczyń mnie czarownicą, niech magiczne siły zabiorą me biedne ciało z tej trumny…
Kroki zbliżały się w moją stronę, serce waliło mi jak młotem. Słyszałam głuche dudnienie tętna w uszach, temperatura kończyn automatycznie spadła. Nagle zrobiło mi się bardzo zimno, zaczęłam trząść się jak osika.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Drzwiczki skrzypnęły.