Nabzdyczona jak przeciętna
osa, przecinałam w dzikim pędzie korytarze domu, chcąc jak
najprędzej znaleźć się w swoim pokoju. Skąd te oskarżenia?!
Zawsze wiedziałam, że nie tkwi we mnie jakiś wybitny talent, ale
to chyba był cios poniżej pasa (teoretycznie niebolesny dla
kobiety, jako że nic jej nie zwisa w kroku). Tupiąc z impetem po
schodach, weszłam na piętro. Z całej siły zamknęłam drzwi i
rzuciłam się na łóżko, ciężko dysząc i słysząc głuche
tętno w uszach. Ciągle była we mnie okropna agresja, sprawiająca,
że chciałam wywrócić pomieszczenie do góry nogami.
Odwróciłam głowę do
okna, przy którym stało moje miejsce do spania. Niebo było jasne,
wciąż niebieskie, ale z wolna zmieniało się w szare,
charakterystyczne dla tej okolicy. Gdzieś w oddali ledwo zauważalnie
poruszały się białe i ciężkie od puchu chmury, tu i tam
przeleciał ptak.
Usłyszałam za sobą ciche,
stłumione kroki, a potem klik zamykanych drzwi łazienki. Chwilę
później woda zaczęła bębnić o dno brodzika i ściany prysznica.
Westchnęłam,
przymykając oczy. Już znalazłam spokój i mogłam wreszcie zacząć
oczyszczać myśli. Mimo wszystko, nie zamierzałam tego puścić
płazem. Teraz dopiero postanowiłam zawalczyć, bo było o co.
Udowodnić mądrali, że się myli, to uczucie porównywalne ze
zdobyciem dwójki ze sprawdzianu z matematyki. Ja, na ten przykład,
bardzo bym się cieszyła! Obrosłabym w piórka, byłabym dumna jak
paw, chodziła z wypiętą klatą (a jest z czym), zadzierała nosa i
w ogóle, pełen respekt do samej siebie. Choć zdaję sobie sprawę,
że pewnie nie wszyscy cieszyliby
się jak prosię w deszcz…
Leżąc bezczynnie,
pogrążyłam się w refleksji, że być może życie jest lepsze niż
niejeden film sensacyjny, bo zwroty akcji mają ciekawszą formę.
Kiedy zaczyna się coś dziać na ekranie, przyjmujemy to bardziej z
obojętnością, aniżeli ekscytacją. Ale jeśli to samo przydarza
nam się w rzeczywistości… Wszystko zmienia znaczenie. Monotonność
się urywa i wracać chęć, by chodzić po tej planecie. Świat
nabiera nowych barw, a szalone zawirowania nie są czymś złym,
jedynie można się z nich śmiać.
Rozległ się dźwięk
mojego budzika, oznajmiający, że już szesnasta. Wyłączyłam go
leniwym ruchem, ale szybko uświadomiłam sobie, że był to gong
rozpoczynający starcie. Tętno gwałtownie mi podskoczyło, oddech
się spłycił, a obiad w żołądku zaczął niebezpiecznie
bulgotać. Wróciły znienawidzone mdłości, czyli oprócz nowej
walki, byłam zmuszona stoczyć kolejną starą. To ostateczna
decyzja. Bitwa rozpoczęta, najcięższe działa wytoczone. Oprócz
stresu, miałam w sobie determinację i głębokie postanowienie:
JUŻ JA WAM WSZYSTKIM
POKAŻĘ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz