sobota, 9 czerwca 2012

PROLOG


Nabzdyczona jak przeciętna osa, przecinałam w dzikim pędzie korytarze domu, chcąc jak najprędzej znaleźć się w swoim pokoju. Skąd te oskarżenia?! Zawsze wiedziałam, że nie tkwi we mnie jakiś wybitny talent, ale to chyba był cios poniżej pasa (teoretycznie niebolesny dla kobiety, jako że nic jej nie zwisa w kroku). Tupiąc z impetem po schodach, weszłam na piętro. Z całej siły zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko, ciężko dysząc i słysząc głuche tętno w uszach. Ciągle była we mnie okropna agresja, sprawiająca, że chciałam wywrócić pomieszczenie do góry nogami.
Odwróciłam głowę do okna, przy którym stało moje miejsce do spania. Niebo było jasne, wciąż niebieskie, ale z wolna zmieniało się w szare, charakterystyczne dla tej okolicy. Gdzieś w oddali ledwo zauważalnie poruszały się białe i ciężkie od puchu chmury, tu i tam przeleciał ptak.
Usłyszałam za sobą ciche, stłumione kroki, a potem klik zamykanych drzwi łazienki. Chwilę później woda zaczęła bębnić o dno brodzika i ściany prysznica.
Westchnęłam, przymykając oczy. Już znalazłam spokój i mogłam wreszcie zacząć oczyszczać myśli. Mimo wszystko, nie zamierzałam tego puścić płazem. Teraz dopiero postanowiłam zawalczyć, bo było o co. Udowodnić mądrali, że się myli, to uczucie porównywalne ze zdobyciem dwójki ze sprawdzianu z matematyki. Ja, na ten przykład, bardzo bym się cieszyła! Obrosłabym w piórka, byłabym dumna jak paw, chodziła z wypiętą klatą (a jest z czym), zadzierała nosa i w ogóle, pełen respekt do samej siebie. Choć zdaję sobie sprawę, że pewnie nie wszyscy cieszyliby się jak prosię w deszcz…
Leżąc bezczynnie, pogrążyłam się w refleksji, że być może życie jest lepsze niż niejeden film sensacyjny, bo zwroty akcji mają ciekawszą formę. Kiedy zaczyna się coś dziać na ekranie, przyjmujemy to bardziej z obojętnością, aniżeli ekscytacją. Ale jeśli to samo przydarza nam się w rzeczywistości… Wszystko zmienia znaczenie. Monotonność się urywa i wracać chęć, by chodzić po tej planecie. Świat nabiera nowych barw, a szalone zawirowania nie są czymś złym, jedynie można się z nich śmiać.
Rozległ się dźwięk mojego budzika, oznajmiający, że już szesnasta. Wyłączyłam go leniwym ruchem, ale szybko uświadomiłam sobie, że był to gong rozpoczynający starcie. Tętno gwałtownie mi podskoczyło, oddech się spłycił, a obiad w żołądku zaczął niebezpiecznie bulgotać. Wróciły znienawidzone mdłości, czyli oprócz nowej walki, byłam zmuszona stoczyć kolejną starą. To ostateczna decyzja. Bitwa rozpoczęta, najcięższe działa wytoczone. Oprócz stresu, miałam w sobie determinację i głębokie postanowienie:
JUŻ JA WAM WSZYSTKIM POKAŻĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz